Woodford Reserve znajduje się w mieście Versailles i jest podobno jedną z bardziej malowniczo położonych destylarni w Kentucky. Faktycznie nie można odmówić uroku tym kamiennym zabudowaniom położonym w środku lasu. Dodatkowo bardzo fajnie się to wszystko zgrywa z kilkoma “klasycznymi” smaczkami związanymi z produkcją bourbona w tym konkretnym miejscu, mam na myśli m.in. oldschool’owe kadzie wykonane z drewna cyprysowego oraz trzy alembiki przeznaczone do destylacji co jest wyjątkowo unikatową sprawą w gorzelnictwie tego regionu.

Destylarnia Woodford Reserve

Początki destylacji w tym miejscu miały miejsce już w 1812 roku i w historii “zakładu” przewijały się takie legendy gorzelnictwa jak Elijah Pepper, Oscar Pepper, James C. Crow czy sam Edmund H. Tylor. Destylarnia miała swoje wzloty i upadki, kilkukrotnie przechodziła w ręce nowych właścicieli czy zaprzestawała produkcji aż finalnie nawet służyła jako zakład wytwarzający “gasohol” (substytut benzyny). Finalnie właścicielem całości został koncern Brown-Forman i po kosztownej odbudowie oraz remoncie wznowił produkcję w 1996 roku kiedy to z trzech miedzianych alembików popłynął pierwszy alkohol.

Ciekawostką jest, iż w tym samym roku na rynek trafił już pierwszy bourbon o nazwie Woodford Reserve Distiller’s Select a skoro leżakuje on przed zabutelkowaniem zwykle ok. 7 lat to oczywiście nie był on owocem destylacji w Versailles. Jak można się domyślać beczki pochodziły z innej destylarni będącej w rękach koncernu, Early Times. Selekcji odpowiednich beczek przeznaczonych pierwotnie do wersji small-batch marki Old Forester dokonał ówczesny master distiller Brown-Forman Corp. – Lincoln Henderson. Po wytypowaniu ich przez Hendersona zostały przewiezione do magazynu w Versailles gdzie leżakowały aby w pierwszych latach funkcjonowania być podstawą Woodforda. Dopiero od 2004 roku butelki wychodzące na rynek są mieszanką owoców destylacji zarówno Old Forestera jak i własnej Woodforda pochodzącej z miedzianych alembików. Proporcje tej mieszanki nie są znane ale podobno z każdym rokiem udział tych drugich miał się zwiększać. Frapuje mnie natomiast to czy w tej chwili faktycznie też tak jest, biorąc pod uwagę duży popyt na bourbon, ograniczone możliwości produkcyjne związane m.in. z destylacją w alembikach oraz to, że Woodford Reserve jest już wyjątkowo globalną marką odpowiedź na to pytanie stoi pod sporym znakiem zapytania.

Co wiemy o tym bourbonie od strony teoretycznej? Jak wspomniałem wcześniej, zacier fermentuje w drewnianych kadziach, trzykrotna destylacja odbywa się w miedzianych alembikach, mash bill składa się z 72% kukurydzy, 18% żyta i 10% słodowanego jęczmienia, po destylacji w trzecim alembiku destylat ma moc 79% a przed zalaniem do beczek jest redukowany do 55% ABV a maturacja w dębowych beczkach o 4 stopniu wypalenia trwa ok. 7 lat.
A czym się różniły edycje sprzed 2004 roku? Otóż receptura i moc destylatu zalewanego do beczek była taka sama, stopień wypalenia beczek to też #4 ale w Early Times do destylacji stosuje się kolumny a nie alembiki. To tak z bardzo pobieżnej analizy informacji.

Woodford Reserve w swojej “nowożytnej” części historii miało zaledwie dwóch master distillerów, pierwszym był wspomniany już Lincoln Henderson a drugim Chris Morris który przejął tą funkcję w 2003 roku i tak jest do dnia dzisiejszego. Mi udało się wejść w posiadanie butelki Woodford Reserve Distiller’s Select oznaczonej jako Batch #3 i okraszonej podpisem Lincolna Hendersona co skłoniło mnie do sprawdzenia teorii w rzeczywistości i zrobienia degustacji porównawczej. Na warsztat poszedł jeszcze Batch #296 który już był oczywiście dziełem Chrisa Morrisa.

Należy zaznaczyć, że obie butelki różnią się zawartością alkoholu, starsza ma 45,2% a aktualna 43,2% ABV.
Batch #3 charakteryzuje się wyraźnie ciemniejszym kolorem, może jest to efekt mniejsze go rozcieńczenia (patrz moc).
W zapachu pojawiają się kolejne różnice, stara wersja to mocne akcenty dębiny, karmel, brązowy cukier i coś co zanotowałem sobie jako “old style bourbon”. Aromaty nowej wersji to dębina, lukrecja, wiśnia, miód i coś co jest dla mnie bardzo charakterystyczną “wizytówką” Woodforda, “medyczny zapach” – w starej wersji tego nie znalazłem.
Smak to kolejne różnice… #3 ku mojemu zaskoczeniu okazał się dość “płaski”, sporo cierpkiej dębiny i lekko metalicznych posmaków. Batch #296 to dąb, słodycz, budyń waniliowy i charakterystyczny posmak żytni.
Finish “staruszka” delikatny i średnio długi o posmaku wanilii a w wersji Chrisa jest trochę bardziej złożony: karmel, wanilia i dębina.

Jaki werdykt? Trudno powiedzieć… w sumie to zapomniałem dodać na początku, iż pomimo wielkiego szacunku do Woodforda i uznania dla jego “wyjątkowości” nie jest to jeden z moich ulubionych bourbonów 😉 Stara wersja na pewno bardziej trafia w moje gusta ale nowa ma ten ciekawy i charakterystyczny dla destylarni profil który podoba się bardzo wielu osobom. Zwykle pojedynki “Old vs New” kończą się jednoznacznym zwycięstwem wersji sprzed lat ale w tym przypadku chyba bym ogłosił remis z lekką tendencją dla “pretendenta”. Całość oczywiście nabiera logicznego umotywowania kiedy przeczytamy całą historię.