Pierwotnie korzenie marki Michter’s sięgają aż 1753 roku i mają ścisły związek z legendarnym już bourbonem A.H. Hirsh który w odpowiednich wersjach osiąga dzisiaj astronomiczne (jak na bourbon) ceny (głównie na aukcjach). Obecna destylarnia Michter’s powstałą w 2014 roku w Shiveley (remontują też obiekt w samym Luisville) wdarła się przebojem na rynek amerykańskiej whiskey i nie spuszcza z tonu co chwilę zaskakując na nowymi, bardzo często wyśmienitymi, edycjami. Wystarczy wspomnieć słynną wersję “Toasted Barrel”, serię Celebration czy wersje 10, 20 i 25-letnie zarówno bourbona jak i straight rye. Jest się czym chwalić! Warto też podkreślić, że Michter’s zalewa beczki destylatem zredukowanym do mocy 103 proof kiedy spora część destylarni zalewa je z maksymalną dopuszczaną mocą 125 proof co jest bardziej wydajne w przeliczeniu na “butelki z beczki”.

Właściwie nie mam dużego doświadczenia z tą destylarnią (a właściwie jej produktami) ale z uwagą obserwuję rozwój i podejście do kreowania produktu który znajduje spore uznanie na rynku. W moim barku czeka na mnie jeszcze sampelek bourbona w wersji 20-letniej ale postanowiłem, że dopóki nie poznam lepiej “podstawek” to go nie ruszam. No to zaczynam… trochę od dupy strony bo od wersji Straight Rye (Single Barrel) no ale dlaczego nie? Cena takiej butelki na Domu Whisky to 260,00 zł więc nie jest niska ale też nie z kosmosu… zależy co mamy w środku a skoro jest to Single Barrel to już mamy pewną wartość dodaną.

Kolorek robi wrażenie… jest stosunkowo ciemny a to zawsze miłe dla oka 😉 W zapachu na prawdę ciekawie! Oczywiście czuć, że to żyto – jest ostro i pikantnie ale z drugiej strony mamy sporo słodyczy, właściwie te aromaty się nie przenikają a funkcjonują obok siebie. Po dłuższej chwili mamy też ciekawsze tematy jak np. “namoczone suszone grzyby” – od razu dementuję podejrzenia o to, że w domu gdzieś coś takiego aktualnie występowało. Jest to zapach który chyba pierwszy raz czuję w whisky i jestem mocno (pozytywnie) zaskoczony. Poza tym dość typowo (ale w dobrym tego słowa znaczeniu) czyli pieprznie, waniliowo, drewnianie, miodowo.
Pomimo niewielkiej mocy 42,4% ABV alkohol intensywnie uderza w podniebienie ale po chwili odchodzi i zostawia bogactwo smaków drewnianych – nie jest to po prostu “smak beczki” tylko wielowymiarowy temat drewna od mokrej kory do typowej słodyczy z wypalonego dębu. Są też pikantne i świeże nuty charakterystyczne dla destylatu żytniego a na koniec słodycz wanilii, miodu i toffi.
Finish nie jest zbyt długi ale na początku bardzo fajny bo powoli wygasza wszystko co mieliśmy w smaku.

Wielka szkoda, że destylarnia nie udostępnia informacji o czasie leżakowania destylatu oraz o mash billu. Jedynie można w dużą dozą prawdopodobieństwa zakładać, że beczki były wypalone w #3 stopniu (na 4 możliwe) co jest standardem dla tej destylarni.

Jak na otwarcie dla tej marki wyszło bardzo, bardzo udanie! Teraz chyba pora zabrać się za bourbony.

5.0
/ 10