Celebrację wejścia w nowy rok można uznać za zakończoną. Nowy rok nieźle nas rozpieszcza, bo rozpoczyna się dwoma niepełnymi tygodniami, a takiej sytuacji należy się osobna celebracja. Sylwester kojarzy nam się bezpośrednio z szampanem, więc utrzymując bąbelkową tematykę, postanowiłem sięgnąć po chyba najbardziej zdradliwą mieszankę (jeżeli pita osobno) jaką jest kombinacja whisky + szampana.

Dzięki uprzejmości Kuby Magnuszewskiego otrzymałem sampla ich najnowszej edycji Grand Cru. Grand Cru to apelacja przypadająca znanym i cenionym francuskim winiarniom. Główny bohater tej opowieści – whisky Glenfiddich spędziła swoje ostatnie 6 miesięcy w beczkach po francuskim winie cuvee, z którego potem powstaje szampan.

Nasz sampel jest o tyle wyjątkowy, że w przeciwieństwie do wersji wypuszczonej na rynek – pochodzi prosto z destylarni i jest o pełnej, słusznej mocy wynoszącej 53,2%. Wersja dostępna do kupna, została rozwodniona do poziomu 40%. Kilkunastu szczęśliwców, w tym moja skromna osoba, miała już okazję spróbować tej pozycji późnym latem podczas festiwalu whisky w Jastrzębiej Górze, ale przez to, że Struan Grant przygotował całkiem pokaźny line-up, to nie było czasu na notki smakowe.

Edycja musiała być na tyle wyjątkowa, że zasługiwała na osobną produkcję, przez co pomimo, że to pierwszy taki eksperyment u Glenfiddich, to nie dołączyła do grona Experimental Series.

Nos: Jak w przypadku większości Glenfiddichów dominuje zielone jabłko, które potem zostało przerobione na mus, pojawia się nutka chardonnay, na pograniczu z delikatnym lekkim piwem (coś w stylu Peroni), wanilia, chilli. Po chwili pojawia się karmel, cappuccino oraz pieczone jabłko i nutka perfum

Smak: W pierwszej chwili to pojawia się smak mocniejszego alkoholu, który potem przechodzi w nuty gorzkości przypominające mokre drewno, by na końcu pojawił się słodki akcent gorzkiej czekolady z pieprzem

Finisz: czas trwania średni – w gardle zostaje mariaż słodyczy i wytrawności, czyli: czekolada, taniny podobne jak przy czerwonym winie i świeżo mielony pieprz

Wnioski: whisky bardzo poprawna, aczkolwiek poza nosem nie doszukałem się większego wpływu beczki na destylat. Być może stłumiła ona nuty zapachowo smakowe, które powinny towarzyszyć starszym trunkom. Whisky przyjemna, świeża i całkiem przyzwoicie ułożona płynnie przechodzą nuty zapachowe w smak oraz smak w finisz.

Chcąc trochę przybliżyć recenzowaną wersję do tej, którą można nabyć, dodałem parę kropel wody…. i tu zaskoczenie! Bo po dolaniu wody trunek stał się bardziej agresywny. Wszystkie pieprzne i ostre nuty poszły na pierwszy plan, a w smaku bardziej wyczuwalny był alkohol.

Jako, że okazja nie była byle jaka, to postanowiłem zajrzeć do skarbca i w sekcji pod literą “G” odszukać jakieś wyjątkowe sample z tej o to destylarni. Padło na Snow Phoenixa oraz 30yo. Pojemność sampli niestety nie była na tyle duża by jakoś mocniej się nad nimi pochylić, ale pozwoliły mi do porównania z bohaterem tego wpisu.

vs. Snow Phoenix – tutaj miałem wrażenie, że whisky jest kompletnie odwrotna, zapach był trochę stłumiony, ukryty, a w smaku bardziej już ekscentryczny słodszy i dostojniejszy.

vs. 30yo – Tutaj zupełnie inna liga, pojawiają się za równo w zapachu i smaku nuty odpowiednie dla wieku, skórzany fotel, kurz, stare drewno, rodzynki. Finisz zostaje przyjemny i długi – drewniano czekoladowy. Jest to flagowa pozycja destylarni, wiec nie dziwo, że deklasuje naszego bohatera.

Także tak! To by było na tyle, a korzystając z okazji, to życzę Wam wszystkiego najlepszego w nowym roku, dużo ciekawych whisky do degustacji i czasu na podróże związane z poznawaniem naszego hobby!