W tym roku podczas Festiwalu Whisky w Jastrzębiej bardzo zaskoczył mnie fakt pojawienia się jednej bourbonowej nowości. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się, że koncern DIAGEO w Polsce wprowadzi jakąkolwiek inną wersję Bulleita niż “standardowy” bourbon i straight rye a tutaj takie zaskoczenie.

Historia marki jest dość długa ale stanowi pewien dysonans w stosunku do obecnej struktury firmy ale o tym za chwilę… Pierwsze wzmianki o tej rodzinie i ich związkach z destylacją sięgają przełomu XVIII i XIX wieku kiedy to Augustus Bulleit, emigrant z Francji, przeniósł się z Nowego Orleanu do Kentucky, został właścicielem tawerny, zaczął destylować bourbon wg własnej receptury i nim handlować – niezły skrót, nie? Augustus niestety zginął w 1860 roku podczas transportu beczek i tak historia rodzinnego biznesu się urwała na długie lata. W 1987 roku jego praprawnuk Tom Bulleit odświeżył tą tradycję i reaktywował markę kontraktując destylaty w obecnej destylarni Buffalo Trace. Po 10 latach i zmianach własności marki butelki z etykietą Bulleit zaczęły być zasilane już przez bourbon z destylarni Four Roses ale z biegiem lat sytuacja się komplikowała i dostarczano ich coraz mniej. Pewne źródła donoszą, że DIAGEO (obecny właściciel Bulleita) kupuje również świeże destylaty z destylarni Jim Beam, Early Times i 1792 Barton a następnie leżakuje je w magazynach należącej do nich legendarnej Stitzel-Weller Distillery. Jaki jest skład można tylko zgadywać ale wiele wskazuje na to, że w środku jest niezła mieszanka. Przełomem jest otworzenie w tym roku nowej destylarni Bulleita jednakże to co ona wyprodukuje musi odleżeć swoje aby trafić do butelek więc to jeszcze kwestia dobrych kilku lat zanim napijemy się ich “autorskiego” dzieła. Trzymam kciuki!

kolorek nawet ciekawy…

No to przechodzimy już do bohatera odcinka czyli Bulleita 10YO. Mamy tu do czynienia z mocą 91.2 proof czyli 45.6% ABV (wersja “klasyczna” ma 45%). Z etykiety krzyczy do nas wielka, czerwona dziesiątka więc nie sposób przeoczyć informacji, iż destylat leżakował w beczkach długie 10 lat (podobno są tam mieszane nawet pewne ilości 11 i 12-latka). Udało mi się też dotrzeć do informacji o składzie zacieru:  68% Kukurydzy, 28% Żyta, 4% Słodowanego Jęczmienia. I tutaj dochodzenie… w oczy rzuca się stosunkowo niska zawartość kukurydzy i sporo żyta – takie destylaty (nie identyczne ale jakkolwiek zbliżone) występują w ofercie zarówno Four Roses jak i Jim Beama. Warto też może wspomnieć o cenie – tak dla odmiany na początku. W USA cena detaliczna to 45$, w Polsce Bulleit 10 stoi w Domu Whisky 230 zł a wiem, że widziano go w jednym z marketów nawet po 150 zł. Czy dużo czy mało… zalezy jak komu posmakuje zawartość butli 😉

Kolorek jak widać na fotce jest stosunkowo ciemny, może nie najciemniejszy jaki widziałem biorąc pod uwagę 10 lat i około 45% mocy ale jednak jest spoko. W zapachu jest bardzo fajnie, głęboki i intensywny zapach wanilii i toffi, jest też sporo motywów cytrusowych. W smaku czuć lekko cierpkie drewno, sporo słodyczy (głównie wanilia) ale też i ostre nuty “żytnie” (przypominam 28%!) no i znowu drewno, takie mokre na deszczu… Finish jest pieprzny i mocno drewniany, karmel i cytrusy. Całkiem długi i intensywny. Teraz jak to przepisuję to zdaje się dość ubogo ale wrażenie pozostało na prawdę fajne i chętnie będę wracał do tej butelki.

Teraz trzeba trzymać kciuki, że zaskakujące pojawienie się wersji 10YO powtórzy edycja Barrel Strength która podobno jest na prawdę niezła… poczekamy, zobaczymy.

4.0
/ 10