Pierwszy Oogie z 2003 roku, podobno zawierał destylaty z beczek po Sherry Oloroso zalewanych w latach 70-tych… ech… no cóż zejdźmy na ziemię, czasy Ardbegów z lat 70-tych za mniej niż 100€ odeszły bezpowrotnie i nie ma co sobie smaka robić 😉
Obecnie dostępny Ardbeg Uigeadail to jak na Ardbega przystało, porządnie uwędzony single malt. Whisky finishowana jest w beczkach po sherry i butelkowana w mocy 54,2%. Świetny dram, porządne dymno-kremowe uderzenie, morskie nutki fajnie grają ze słodkimi akcentami sherry. Jedna z tych whisky, która autentycznie smakuje lepiej niż pachnie. Po dolaniu wody niestety czar pryska: pojawiają się średnio ciekawe nuty siarki i słodycz sherry zostaje zredukowana, ale wody nie trzeba dolewać – nie czuć że walczymy z mocą beczki. Idealny przykład, że można zrobić porządną whisky typu NAS.
Z ciekawostek, w 2009 roku Jim Murray przyznał jej tytuł najlepszej whisky roku, choć jak historia pokazuje, tytuły tego Pana trzeba traktować z dużą rezerwą.
Uigedail to także nazwa jeziora, z którego czepię się wodę do produkcji tego malta, a wymawia się ją mniej więcej w ten sposób: Oog-a-dal, choć przyjęło się po prostu “oogie”.
4.5 / 10
Ogólne wrażenia.
Bardzo jasny kolor jak to z Ardbegami bywa, lecz ciemniejszy niż Corryvreckan i TEN. Mój faworyt z całej trójki podstawek Ardbega. Ocena była by wyższa, gdyby nie ta znikająca magia po dolaniu wody - jeżeli nie zamierzacie dolewać, to whisky na piątke z plustem ;) Dla fanów torfowych whisky jest to "must try then buy"!