W związku z trwającym festiwalem Feis Ile, każda destylarnia na wyspie Islay z tej okazji przygotowuje coś specjalnego. U nas w kraju też staramy się celebrować ten magiczny okres – w Warszawie odbyły się Warszawskie Spotkania przy Whisky poświęcone limitowanym edycjom z Islay, a w Łodzi pewnie chłopaki zaraz wystrzelą z jakąś kosmiczną degustacją świeżo przywiezionych whisky. W ramach Feis Ile, każda destylarnia obchodzi swój dzień i z tej okazji butelkuje jakąś specjalną edycję whisky dla uczczenia tej okazji. Dniem dla Ardbega przypada 1 czerwca, więc typowy dzień dziecka dla fanów torfu.

Ardbeg wyróżnia się na tle innych edycji festiwalowych, że swoją whisky butelkuje dwojako – w wersji komitetowej, która jest w CS’ie i o bardzo ograniczonej dostępności (w zeszłym roku do naszego kraju trafiło tylko 8 butelek, w tym roku ponoć 12) oraz w wersji “wykastrowanej” (z reguły do 46%, ale nie mam dobrej pamięci do liczb, więc nie traktujcie tego jako fakt) również limitowanej, ale dostępnej już w większych ilościach.

Jako, że w Polsce Ardbeg cieszy się ogromną popularnością, koncern LVMH nie zapomniał o swoich polskich konsumentach i zorganizował serię degustacji. Głównym wydarzeniem były dwudniowe sesje degustacyjne, na które każdy mógł się bezpłatnie zapisać przez dedykowaną do tego stronę. Dogodny wybór godzin i intuicyjny interfejs, umożliwiał dokonanie rezerwacji w kilka sekund, stąd też proces zapisywania się był banalnie prosty. Dodatkowo, głównemu wydarzeniu towarzyszą (albo towarzyszyły) wydarzenia poboczne, w pozostałych domach whisky w kraju.

Może tyle słowem wstępu, czas się skupić na trunkach. Od dłuższego czasu można zauważyć, że rum zdobywa coraz to większe rzesze fanów. Na festiwalowej mapie, mamy już dwa wydarzenia poświęcone tym trunkom, na półkach w sieciówkach możemy znaleźć Tullamore’a finiszowanego w beczkach po rumie, więc czemu by nie zrobić whisky torfowej w beczce po rumie?

Destylat, który leżał wcześniej w beczkach po burbonie, na ostatnie dwa lata został przelany do beczek po karaibskim tajemniczym rumie, co miało dodać trochę egzotyki do torfowego charakteru trunku. Degustacja obejmowała 3 pozycję: 10 letnią wersję podstawową, Ardbeg Drum w wesji nie komitetowej oraz Ardbeg Drum komitetowy. Jeśli chodzi o degustację, to niestety 20 min to nie jest wystarczająco dużo czasu na dosyć dogłębną analizę dwóch whisky oraz wysłuchanie prowadzącego, więc wszystko było wąchane i smakowane w dość dużym pośpiechu. Czas również nie pozwolił na większą dyskusję, bo harmonogram nie zakładał przerw pomiędzy spotkaniami, więc kończąc prezentację już obsługa DW zabierała się za ogarnianie sali. Może w przyszłym roku się uda celebrować trochę bardziej w klimacie egzotycznym – powoli i spokojnie, niż tak na “wariata”.

Ardbeg Drum, 46% (nie-komitetowy)

Nos: Dominujące Toffi, wanilia, sanostol, przechodzący w gumę truskawkową frit, potem charakter islay, mokre zwęglone drewno, sól morska

Smak: Bardzo delikatna, pokuszę się nawet o słowo “wodnista”, czekolada, adwokat

Finisz: Średni – nuty drewniano-słodkie, kogiel mogiel.

Wniosek: Zapach oferuje znacznie więcej niż pozostałe atrybuty, dlatego trochę fajnie, trochę słabo.

3,5/10

Ardbeg Drum, 52% (komitetowy)

Nos: Bardziej alkoholowy zapach, również mocno obecne tofii, wanilia i nuty czekolady, wzbogacone później o wędzoną śliwkę, przyprawy i delikatnie miętową nutę.

Smak: Gorzka czekolada, amaretto, wiśnia w czekoladzie

Finisz: Średnio długi – bardziej słodszy i jajeczny od poprzednika

Wniosek: Moc trunku działa zdecydowanie na korzyść Druma, trochę zabija to egzotykę z poprzedniej edycji, ale ładnie układa wszystkie walory smakowe czyniąc ją dobrą whisky.

5/10