Jakiś czas temu wszystkie media branżowe i hobbystyczne pisały na temat nowego dziecka destylarni Ardbeg, o tajemniczej nazwie An Oa. Ekipa z Ardbega kontynuuje tradycję nazywania swoich wypustów tak jak lokalne atrakcje; raz jest to krzyż, innym razem jezioro. W tym przypadku nie jest inaczej. Oa to półwysep na wyspie Islay, najbardziej wysunięta na południe część wyspy. W kieliszku degustacyjnym prezentuje się następująco:

Półwysep An Oa z lotu ptaka (źródło: Wikipedia)

N: sporo cytrusów, trochę owocowy, klasyczny ardbegowy torf, mokre drewno, ziemia po deszczu, mniej medyczny niż standardowa dziesiątka

S:  tu zaskoczenie, jest słodki, nie jakoś wyjątkowo, ale jest… lekko dymny (jak na Ardbega), dość mocno słodowy, lekkie nuty tytoniu

F: mocny punkt całej imprezy, czuć że jest to młoda whisky, ale jest dobrze, zbalansowany, wszystko fajnie się przenika i trwa, na początku owocowy, pod koniec lekko popiołowaty

Po Kelpie, który to średnio mi podszedł… chylę czoło doktorze Lumsden. Przyjemny lekki dram, przypomina mi trochę Ardbegi od niezależnych rozlewników, które miałem okazję próbować. Jeżeli LVMH nie przesadzi z ceną, która ma się plasować pomiędzy TEN i Ugeadail, będzie to dobra baza do dłuższej posiadówki przy torfie. Z oceną na razie się wstrzymam, poczekam na całą flaszkę coby się trochę bardziej wgryźć 😉